Stek na talerzu to już połowa szczęścia. Druga połowa to sos. Bez odpowiedniego dodatku nawet najpiękniej wypieczony kawałek antrykotu może stracić swoje pięć minut na scenie obiadowej. Sos do steka to tajna broń w arsenałach domowych szefów kuchni – może podnieść biesiadę na wyżyny smaku albo zamienić kolację w przeciętny piątkowy wieczór z obowiązkowym „meh”. Ale spokojnie – nie zostawimy Was samych w kulinarnym sosie. Przedstawiamy trzy mistrzowskie receptury: pieprzowy, czosnkowy i bearnaise. I nie, nie trzeba być MasterChefem, żeby je ogarnąć.
Sos pieprzowy – klasyka z pazurem
Jeśli stek miałby ulubioną przyprawę, byłby to pieprz. Dlatego sos pieprzowy to klasyka, której nie wolno ignorować. Jego siła tkwi w prostocie – pieprz, śmietanka, bulion, masło i odrobina alkoholu (jeśli nie tylko stek ma być dobrze doprawiony). Zacznijmy od rozdrobnionych ziaren czarnego pieprzu – najlepiej lekko zgnieść je nożem lub pokruszyć w moździerzu. Na patelni rozpuść masło, dorzuć pieprz i pozwól mu się rozgrzać. Potem podlej wszystko kieliszkiem brandy – tu możesz udawać, że gasisz ogień kuchenny, ale to tylko teatr kulinarny.
Na tej bazie dodaj bulion wołowy, a kiedy nieco odparuje – śmietankę 30%. Gotuj na wolnym ogniu, aż sos zgęstnieje i zacznie pachnieć wieczorem w luksusowej restauracji. Idealnie pasuje do steków średnio wysmażonych – ostrość pieprzu pięknie przełamuje soczystość mięsa.
Sos czosnkowy – dla fanów „ostrego wejścia”
Ten sos to odpowiedź na pytanie: „Jak zamienić zwykły obiad w ucztę smaku i zapachu?”. Mimo że czosnek to zazwyczaj tło smakowe, w tej wersji gra główną rolę. Potrzebujesz kilku ząbków czosnku (nie bój się, twoja połówka też będzie jadła), śmietanki, masła i przypraw.
Zacznij od podsmażenia czosnku na maśle – aż zrobi się złoty i zacznie przypominać włoskie trattorie. Dodaj śmietankę i odrobinę białego wina – jeśli zostało po weekendzie. Gotuj na wolnym ogniu, mieszając, aż sos zgęstnieje do konsystencji, która grzecznie przyklei się do steka i nie będzie chciała z niego zlecieć. Idealny do wołowiny, ale także do innych mięs – autor testował z karkówką, efekt: czysta magia.
Sos bearnaise – arystokrata wśród dodatków
Nie daj się zwieść jego francuskiej nazwie. Sos bearnaise jest może i kapryśny w przygotowaniu, ale warto dać mu szansę. To elegancja sama w sobie – masło klarowane, żółtka, ocet, estragon. Prawdziwa symfonia smaków, której nie powstydziłby się sam Napoleon przy stole (gdyby akurat nie był zajęty podbijaniem Europy).
Podstawą jest redukcja z octu winnego, szalotek i estragonu – warto użyć świeżego, bo suszony… cóż, nie zawsze robi wrażenie. Wszystko gotujemy aż do zredukowania objętości, przecedzamy i łączymy z żółtkami na parze. Potem powoli, z niemal romantyczną czułością, dodajemy masło klarowane. Jeśli sos się zwarzy – nie załamuj się, to znak, że okazujesz emocje w kuchni. Bearnaise jest doskonały do steka z rostbefu lub polędwicy – jego ziołowa nuta przenosi wszystko do kulinarnego nieba.
Widzisz, sos do steka może być czymś więcej niż dodatkiem – to pełnoprawny bohater obiadowej sagi. Jeśli masz już ulubione mięso, teraz czas wybrać dla niego idealnego partnera smakowego. A jeśli chcesz poznać inne przepisy i pomysły, sprawdź sos do steka w szerokim wydaniu na MagazynKobiecy.pl.
Podsumowując – pieprzowy uderza ostrą nutą, czosnkowy gra zmysłami, a bearnaise udowadnia, że Francja to nie tylko sery i Luwr. Wybierz swój ulubiony sos, chwyć za patelnię i podbij domowe menu. Bo dobrze wysmażony stek to dopiero połowa sukcesu. Drugą połowę wlewasz łyżką. Smacznego!